Początek roku był dość zwariowany bo przecież wymyśliłam, że mój
pies zostanie ml.ch (karnawałowa wystawa) i stało się. Szalona
podróż pociągiem, "kooompot", gorączka i grupa panów kanarów to to, co
głównie zapamiętałam z wyjazdu do Gdańska. Dzięki dziewczyny :*
W lutym rozpoczęliśmy swoją przygodę z flyballem, dość krótką
ale całkiem przyjemną. Zrezygnowaliśmy bo 2 razy w tygodniu agility + 2 razy w
tygodniu flyball, to dla nas trochę za dużo i zwyczajnie brakowało czasu. Same
treningi flyballu trwały po około 2 godziny a w tym czasie pies miał tylko dwa
przebiegi wiec to trochę mało. Oboje z M. zdecydowaliśmy, że jednak i nam i psu
bardziej podoba się agi.
Wracając jeszcze do flyballu to baaardzo cieszyło mnie, że mimo
całego tłumu szczekających i wyjących psów mój Enzko pięknie potrafił opanować
swoje emocje, bo Ki oczywiście przyłączała się do śpiewaków.
W kwietniu odbyło się moje i Enzka pierwsze spotkanie z owcami, showek zdał PIP i może jeszcze kiedyś pojedziemy na owieczki.
Kolejno jeździliśmy sobie jeszcze na wystawy by skończyć dorosły
championat ( TU ,TU i TU) aby ostatecznie mieć w domu championa :).
Testowaliśmy kilka nowych karm np. fish4dogs,saba i produktów (modna koza, dingo), byliśmy na
spontanicznych wakacjach (niech żyją wakacje!), pojechaliśmy pierwszy raz do Annówki i kolejny do Madzone (Pies w formie).
To co dla mnie najważniejsze, poczyniliśmy też pewnie postępy w
naszym nieudolnym agilitkowym bieganiu.
Nie odważę się napisać, że jest dobrze bo...
- nie rozróżniam stron
- kompletnie nie ogarniam swego ciała
- i ogólnie, nie chcąc być dla siebie za bardzo surowa, ale jednak
bardziej utrudniam niż pomagam memu psu.
Ćwiczymy, regularnie jakoś chyba od marca, mamy raz lepsze raz
gorsze dni.
Sytuacja jest o tyle trudna, że treningi odbywają się
wieczorami, wychodząc z pracy o 16-stej, stojąc w korku godzinę, mam czas tylko
przebrać się, zgarnąć psa i jedziemy.
Wtedy niestety pogrążają nas emocje- pies
jest tak mega nakręcony po całym dniu siedzenia w domu, że myśli, że siedzi a
jednak stoi, sam biega tunele i dzieją się inne dziwne rzeczy. Mnie wyprowadza to z równowagi bo też przecież tak bardzo chce, żeby było dobrze i
koło się zamyka.
Chyba M. zacznie ze mną i Enzkiem, na zmianę, ćwiczyć samokontrolę :)
Mielimy podstawy, Enzo stara się panować nad swoimi emocjami
(by nie biec "na pałę" przed siebie, zrzucając wszystkie tyczki), ja staram się go wychwalać pod niebiosa chociaż jeszcze długa droga przed
nami.
U Kiki standardzik, matka nakrzyczy- zrobię siku w kuchni (chociaż ostatnio prawie się to już nie zdarza). Bywa grzeczną córką
by kolejnego dnia wytarzać się w najbardziej śmierdzącym bagienku albo nie posłuchać mnie wcale.
by kolejnego dnia wytarzać się w najbardziej śmierdzącym bagienku albo nie posłuchać mnie wcale.
Czasem nawet ta nie młoda już dama, mamrocząc pod noskiem sobie tak pięknie poskacze.
Nowy Rok wiąże się dla nas z dużymi zmianami, trochę mnie nawet
przeraża ale będzie co ma być :)