facebookinstagram youtube

19 września 2017

Spontan roku? Lekkomyślność czy po prostu wariactwo? - wakacje cz.1

Ostatnio w moim życiu dzieje się bardzo dużo. Raczej nie dziele się tym publicznie ale skoro blog powstał po to by być moim psim pamiętnikiem to i ten czas w moim życiu tu opiszę.
Po 7 latach zdecydowałam się pożegnać z firmą, w której zaczynałam swoją "karierę zawodową".
Od jakiś dwóch lat mocno się nad tym zastanawiałam, razem z M. debatowaliśmy aż w końcu podjęłam tę decyzję.
Nastał czas tylko dla mnie, czas picia kawy na balkonie, czas nieśpiesznych śniadań, oglądania głupotek, spokojnych porannych spacerów, czas w którym doszłam do wniosku, że mogę żyć bez pracy :D
Gdy po jakiś 3 tygodniach laby, okazało się, że mój nowy pracodawca chce mnie na już, wpadliśmy z M. na pomysł ekspresowych wakacji, bo wiadomo, że w nowej pracy urlop na początku nie jest wskazany.





Pomysł zakiełkował w głowie w środę, w czwartek podpisałam umowę i zaczęliśmy się zastanawiać dokąd pojechać (Chorwacja czy Włochy? a może jednak Austria i tamtejsze jeziora?) a w piątek około 15-stej mieliśmy ruszyć!
Uwielbiam planować, mój kalendarz jest rozpisany do końca roku, a tu takie rzeczy...
Mimo emocji i konieczności spakowania całej naszej piątki jakoś to szło... do czasu gdy z dumną miną zasiadłam na kanapie i nagle z przerażeniem znów musiałam biec do deski do prasowania bo zapomniałam wyprasować ubrań, które zabieramy :D M. przez telefon decydował co zabiera.
To, że jestem trochę chomikiem i lubię mieć zapasy, sprawiło, że mogliśmy zaoszczędzić trochę czasu i do sklepu wybraliśmy się tylko po suchy prowiant, kremy z filtrem i przy okazji dokupić parę puszek mokrej karmy dla psów.
Nie będę się rozpisywać co spakowałam dla nas bo Was zainteresuje tylko to co psie :)
Oczywiście obowiązkowo:

 - dokumenty (nerwica natręctw nakazała 10 razy sprawdzić czy mają wszystkie szczepienia)
- apteczka (zawsze mam gotową)
- transporter materiałowy (na plaży psy bardzo chętnie sobie w nim wypoczywały)
- jedzenie (mokra i sucha karma + smakołyki)
- zabawki do wody i nie tylko :)
- kamizelka chłodząca, o niej to jeszcze się naczytacie! I będzie całkiem śmiesznie!
- ręczniki, po każdym kontakcie, ze słoną wodą psy były kąpane pod prysznicem.


- mata do ćwiczenia jogi, chociaż spełniała zupełnie inną funkcję :) 
Bardzo lekka, wygodnie się ją nosi, a psy chętnie odpoczywały na niej na plaży.


- szelki, obroże + adresówki, TU podrzucam Wam link do adresówki MyFamily, która też z nami była.


Co ważne zawsze zabieram, ze sobą po dwa zestawy dla każdego. 
I tak pojechały z nami szelki Hurtta - link do testu Hurtta Adventure- TU


Idealnie sprawdzały się podpięte do pasa biodrowego :) 


 i "wyjściowe" obroże, których zdjęcie znajduje się powyżej, ale także zabrałam smycze i obroże, który były podniszczone. Po kontakcie ze słoną wodą, która je mocno niszczy, trafiają wtedy do kosza, bez wyrzutów sumienia. 


- parasol plażowy, właśnie po to :) 


- transportery,
W tym, który testowaliśmy, czyli Skudo IATA - link do recenzji- TU,  jechały bordery, w mniejszym zaś Kika.


Wracając do piątku, w który mieliśmy wyjeżdżać, plan był taki by z Wrocławia pojechać w nasze rodzinne strony czyli do Kotliny Kłodzkiej, tam załatwić kilka istotnych spraw, przespać się i nad ranem ruszać w drogę.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Chorwację, którą oboje uwielbiamy a i psy powinny być z tego wyboru zadowolone :)
Gdy dobiła godzina 22 i oboje zaczęliśmy się szykować do snu, jakoś do rozmowy wplótł się temat laptopa...
Przypominam Wam, że jesteśmy już jakieś 100 km od naszego miejsca zamieszkania, całe auto przeszukane i okazuje się, że nigdzie go NIE MA!
Z racji tego, że nasz urlop nie był zaplanowany M. dostał na niego zgodę tylko dzięki obietnicy, że będzie miał z sobą laptop i wieczorami wykona kilka różnych dziwnych raportów.
Co robić?
No oczywiście wracamy...

Po jakiejś 1,5 godzinie znów zatem jesteśmy w naszym domu a torba z laptopem leży sobie na sofie...
Przez całą drogę w samochodzie panuje cisza. We mnie złość się gotuje, M. jest chyba po prostu zwyczajnie głupio.
Pakujemy więc torbę, jeszcze raz sprawdzamy czy wszystko wyłączone i ruszamy. Znów trasa Wrocław- Kotlina Kłodzka, kolejne 1,5 godziny minęło i jakoś tak parę minut po godzinie drugiej, mocno zmęczeni, kładziemy się do łóżka, w którym miejsce wygrzała już Zosia Zondecka <3

Tak długiego postu na tym blogu dawno już nie było, więc kolejne perypetie naszej rodziny pojawią się może w następnej notce. Chyba, że macie już dość?

1 komentarz:

  1. Błogosławieni zmotoryzowani!
    O jak zazdroszczę takiego spontanu :P

    OdpowiedzUsuń