facebookinstagram youtube

13 października 2016

Porządek w głowie robię




Nie będzie tak mądrze jak TU ani TU, bo zwyczajnie nie potrafię.
Ale chciałabym się podzielić z Wami naszą historią.

Decydując się na drugiego psa, zastanawialiśmy się bardzo długo. Wybraliśmy hodowlę, urodziły się szczeniaczki i gdy już trochę podrosły okazało się, że "nasza" suczka ma tyłozgryz. Jak wiecie chciałam poznać świat wystaw,  dodatkowo trochę nastraszyła mnie znajoma weterynarz i zrezygnowaliśmy.
Kolejnym wyborem była hodowla z której pochodzi Enzo, miała być suczka ale ostatecznie hodowczyni zdecydowała, że pojedzie ona do Norwegii a do nas trafił chłopak.
Mimo, że hodowla miała niewiele wspólnego ze sportem, właścicielka oczekiwała!, że udamy się ze szczeniakiem do wybranego klubu bo przecież to bc, nie żaden pies rodzinny.
Od początku obojgu nam chodziło po głowie agility.

W czasach psiego przedszkola było wszystko idealnie, później przydarzył nam się wypadek  i parę miesięcy spędzone w domu. Enzo przetrwał to bardzo dzielnie, mimo, ze wyłączony był z wszelkiej aktywności.
Po jakimś czasie powróciliśmy do treningów, w związku z kontuzją treningi agility nie były możliwe ale uczęszczaliśmy sobie na obi, które nie stało się naszą pasją.

Gdy już Enzo doszedł do siebie, powróciliśmy spełniać marzenia.... po kilku treningach agility pod okiem doświadczonych osób, ze łzami w oczach stwierdziłam, ze ja już tam więcej nie pójdę!
Zamiast wsparcia otrzymywaliśmy ciągle ostre uwagi, typu, ze źle wybrałam bo z suczką to by mi się lepiej biegało....
Psychicznie tego nie wytrzymałam, po kilku miesiącach usłyszałam, że jest w okolicach pewna zdolna osóbka, która chciałaby nam pokazać co i jak.

Trafiliśmy pod jej skrzydła i wszystko byłoby ok... gdyby nie to, że w mej głowie ciągle była myśl, że nasz team jest po prostu do d*py.
Na treningi jeździłam zdenerwowana, pies przez to był sfrustrowany, kosił tyczki jak szalony.
A ja ? Przecież musiałam udowodnić sobie i innym, że bez względu na to damy rade.
Szukałam różnych przyczyn... zaczynając od tego, ze pies jest beznadziejny, kończąc na tym, że pewnie jest chory.
Enzo został przebadany, okazało się, że wszystko jest dobrze. Szukałam rad u różnych osób, żaliłam się, wściekałam i płakałam regularnie.

Pewnego dnia, wprawdzie z gorączką i ledwo żywa pojechałam na indywidualny trening z jednym z lepszych zawodników agility w kraju i na świecie.

Na początku sobie ponarzekałam na zrzucanie, na ekscytacje psa.
Rozłożyłyśmy sobie sekwencję na części pierwsze i wtedy zobaczyłam, że MÓJ PIES NIE MA ŻADNEGO PROBLEMU.
Zdarzyło mu się raz czy dwa zrzucić ale to dlatego, że nie pokazałam mu właściwie czego oczekuje. Ekscytacja? Podobno nie widziałam, podjaranego psa. Mój kocha to co robi, jest radosny, trochę za bardzo wpatrzony we mnie, ale spokojnie daje sobie rade.
Problem jest, ale ze mną.
Zdanie "nawet najlepszy pies nie przebiegłby tego z takim handlerem" mocno mnie ostudziło, kropla potu (gorączka też zrobiła swoje) popłynęła po plecach i zaczęło się...
Kłębiące w głowie myśli...
Przecież Enzo jest taki przeze mnie, to ja oczekuje od niego Bóg wie czego chociaż sama nie umiem mu dorównać.
Sytuacja miała miejsce parę tygodni temu... od tego czasu staram sobie nie wyobrażać cudów ale widzę małe światełko w tunelu.
Chciałam od razu podbić świat ale wiem już, że w naszym przypadku się nie da. Winna jestem ja.
Przestałam porównywać nasz team do innych, my idziemy swoją ścieżką i wiecie co?

Już zauważam efekty.

10 komentarzy:

  1. Ostatnio doszłam do tego samego wniosku. Było to na obozie sportowym frisbowo-agilitowym. Myślałam, że to mój pies nie potrafi i dlatego nam nie idzie. Co wyszło w praniu? Że to ja na torze potykam się o własne nogi, zapominam, że mam mózg, a mój pies ma duże możliwości, których nie wykorzystuje wyłącznie przeze mnie, a jego niedociągnięcia i błędy wynikają z tego, że nie został tego nauczony (np. żeby zawsze podążać za ręką). I po ogarnięciu troszkę mojego mózgu, z psem, który w domu robił źle jedną przeszkodę i tunel, zrobiłam 9 przeszkód, z toru z prawdziwego zdarzenia.
    Wszystko siedzi w głowie. Życzymy powodzenia w pracy :D Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeżyłam podobną sytuację z frissbe wszystko robiłam za szybko , pominęłam odpowiednie przygotowanie , nadrobienie kondycji i umiejętności i zamiast zaczynać jak na normalnego człowieka i psa przystało ja rzuciłam nasz team na wodę zbyt głęboką która tylko i wyłącznie sprawiła że zraziłam się do tego sportu ... Bo... Nie umiem , nie wychodzi mi , nie wiem jak to ogarnąć , a czasem małe kroczki, cierpliwość i brak zbytniej ekscytacji na myśl o tym co zrobimy a życie w teraźniejszości działają cuda :) bardzo interesujący post :) pozdrawiamy :) Ekipa tricolor life :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba mieć wielkie, metaforyczne jaja, żeby się nie obrazić, tylko spojrzeć prawdzie w oczy :) Jestem pewna, że tylko taka reakcja jest prawidłowa, dzięki temu człowiek się uczy, żeby móc być bardziej wartościowym przewodnikiem w przyszłości. Brawo! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakbym czytała o sobie. Wszędzie słyszę, że z showowego psa nie da się już nic więcej wyciągnąć, że osiągnęliśmy szczyt naszych możliwości. Na szczęście już wiem, że większość trenerów nauczonych pracy na psach popedowych po prostu dochodzi do granicy swoich możliwości. Swoich, nie mojego psa. A ja staję się coraz lepszym przewodnikiem, bo szukam rozwiązań pod tego konkretnego psiego zawodnika. A jego potencjał jest niewyobrażalny. Tak trzymaj, nie pozwól sobie odebrać wiary w swojego psa. Nigdy i nikomu. Zmieniaj trenerów, nie psa. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakbym czytała o sobie. Wszędzie słyszę, że z showowego psa nie da się już nic więcej wyciągnąć, że osiągnęliśmy szczyt naszych możliwości. Na szczęście już wiem, że większość trenerów nauczonych pracy na psach popedowych po prostu dochodzi do granicy swoich możliwości. Swoich, nie mojego psa. A ja staję się coraz lepszym przewodnikiem, bo szukam rozwiązań pod tego konkretnego psiego zawodnika. A jego potencjał jest niewyobrażalny. Tak trzymaj, nie pozwól sobie odebrać wiary w swojego psa. Nigdy i nikomu. Zmieniaj trenerów, nie psa. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ogromnie dużo zależy od nastawienia przewodnika, tego jak prowadzi psa, jak odpowiada na wysyłane przez niego sygnały. To wcale nic dziwnego, że praca z psem często zaczyna się od pracy nad... sobą. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Powodzenia :) Zdrowie najważniejsze... i... życie jest po to, aby się bawić, a nie stresować :)

    http://sara-szkocka-ksiezniczka-collie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie każdy ma lekko ze swoimi psiakami, najważniejsza jest cierpliwość i dużo poświęcanego czasu do ciężkich przypadków. Trzeba podchodzić z głową do takich decyzji. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń